23 października 2013


























Na deser, lunch czy co się teraz je - Odessa. Mam wrażenie, że zdjęcia z tego miasta są najgorszymi z całego cyklu, no ale nie o to chodzi. Jak i reszta Ukrainy, Odessa nie podbiła mojego serca, ewentualnie doprowadziła do palpitacji, przy odpadaniu na zakręcie koła z części tramwaju, w którym jechaliśmy... Miasto, które było lub miało być piękne niestety całe się rozpada. Spotkać tam można marynarzy, Niemców i Puszkina.

Do przygotowania został mi jeszcze post z elementami, które nie pasowały do żadnego z poprzednich i to by było na tyle z mojej przygody z Ukrainą. Uff. Co dalej tego nie wie nikt, myślami ciągnie mnie do Berlina, ale studia dziennie i praca weekendowa trochę komplikują sprawę, trochę :D.

Do następnego!
Obsługiwane przez usługę Blogger.